środa, 24 września 2014

She`s over bored and self assured...

                      Wykorzystuję ostatki sił i podciągam się jeszcze o kilkadziesiąt centymetrów. Lina podrażnia moją i tak już poniszczoną skórę dłoni. Chcę się poddać. Myśli za szybko krążą w mojej głowie. Ciągłe zarzuty, że nie zdołałam ocalić córki wszechmogącego Zeusa. Najgorsza była jednak świadomość, że gdybym się nie zawahała nie byłoby żadnego problemu. Ktoś wykrzykuje moje imię, przypominając mi o lawie, która wypłynie równo za półtorej minuty. Spinając mięśnie staram się rozkołysać linę najmocniej jak dam radę, aż wreszcie udaje mi się złapać za niewielką półkę skalną. Puszczam moją dotychczasową podporę i staram się wyszukać nowe miejsce na stopy.
- Minuta! - ledwo słyszę głos Chejrona, zagłuszany przez świst strzał starających się zmusić mnie do poddania się.
Zaczynam początkowo powolną wspinaczkę, nie przejmując się rwącym bólem mięśni i szumem krwi w uszach. Ostatnie metry i wreszcie podciągam nogi do góry. Uspokajam oddech i przyglądam się jak ciemnoczerwona lawa wypływa ze skał, niszcząc wszelką broń pozostawioną na ściance wspinaczkowej. Wstaję na trzęsące się od wysiłku nogi i podchodzę do samego skraju platformy, do której przyczepiona jest lina - jedyny sposób by dostać się na dół. Spuszczam się powoli, starając się skupić na zamortyzowaniu lądowania. Opadam na place i odzyskuję równowagę. Nogi są już pewniejsze, serce spokojniejsze, ale myśli nie dają mi spokoju.
- Masz gorszy czas. - nauczyciel powoli podchodzi do mnie z nieco zmartwioną miną. - Co się dzieje?
Podnoszę wzrok z jego siwych, końskich nóg. Wypuszczam powietrze z płuc, nie unikając cichego westchnienia.
- Mam wyrzuty sumienia. - przyznaję w końcu. - To wszystko jest do bani.
Kopię w ziemię, przez co kilka kamyków podrywa się do lotu uderzając w kopyta centaura.
- Przepraszam. - szepczę i odchodzę.
***
                      Przyglądam się zebranym na kolacji i czuję smutek, ten sam co przy wszystkich posiłkach. Przy każdym stoliku - nie licząc tych honorowych - siedzą przynajmniej dwie osoby, mogące wspólnie się śmiać, rozmawiać, żartować. Jako jedyne dziecko Posejdona nie mam takiej możliwości. Z jednej strony powinnam się przyzwyczaić, z drugiej zawsze jest tak samo ciężko. Przestaję dłubać w makaronie i wstaję z marmurowej ławki. Kto wpadł na tak głupi pomysł, by użyć tego materiału do zrobienia miejsce, gdzie można usiąść? Bez słowa oddalam się od zebranych i kieruję się w pierwsze miejsce, które przychodzi mi na myśl. Trawa łaskocze moje gołe stopy, a zimny piach przywołuje najmilsze chwile, spędzone w pałacu ojca. Siadam na plaży, kilka centymetrów od jeziora, tak by woda mogła mnie dotykać przy każdej nadchodzącej fali. Wcześniej upewniam się jedynie, że moje ubranie pozostanie suche. Opieram głowa na podciągniętych niemal pod samą brodę. Przyglądam się drzewom, których nie obejmuje bariera. Wydają się o wiele realniejsze, mimo że nie różnią się od tych znajdujących się pod ochroną nowego zabezpieczenia.
- Czemu odeszłaś od posiłku? - chłopięcy głos wyrywa mnie z rozmyślań. - I dlaczego siedziałaś sama?
Kątem oka zauważam jak Luke siada obok mnie, nie przejmując się zmoczeniem ubrań. Na jego lewym przedramieniu zauważam płytką bliznę po cięciu sztyletu.
- Nie za dużo pytań? - podnoszę lekko brwi i powracam do obserwowania horyzontu.
- Nie ufam im. Wydają się... podejrzani. - jego uwaga sprawia, że się uśmiecham.
Podejrzani? Synowie Hermesa nie powinni wydawać się podejrzani, oni są nieprzewidywalni.
- W takim razie zagrajmy w pięć pytań. - decyduje. - Ty pierwszy zadawaj swoje.
- Czemu odeszłaś od posiłku? - powtórzył swoje pierwsze słowa, zanurzając palce w piasku.
Przyglądając się mu kątem oka, zastanawiam się czy odpowiadać szczerze, czy ukryć prawdę.
- Nie lubię wspólnych posiłków. - prawda, choć bez ujawniania szczegółów.
- Dlaczego? - stara się drążyć temat, wyraźnie zaciekawiony.
Skierował się w złą stronę, dość delikatną. Nawet Chejron, mimo że najbliższy mojemu sercu, nie zna odpowiedzi na zadane przez blondyna pytanie.
- Naprawdę muszę odpowiadać? - mina chłopaka niezaprzeczalnie potwierdza - Nie lubię siedzieć sama, nie lubię mieszkać sama. Wszyscy mają jakieś rodzeństwo, a ja czuję się jak dziwoląg. Nie powinnam się urodzić, jestem tylko oznaką złamanej obietnicy.
Po wypowiedzeniu ostatniego słowa, czuję lekką ulgę. Wreszcie to wykrztusiłam, przestałam trzymać jedną z tajemnic.
- Obietnicy?
No tak. Nie zna całej mitologii, najwyraźniej jeszcze nie przybliżono mu historii naszych przodków.
- Wiele lat temu trójka braci Zeus, Hades i Posejdon złożyli obietnice, że nie będą mieli półboskich dzieci, bo te są zbyt niebezpieczne i za silne. Wojna światowa została wywołana przed dzieci Wielkiej Trójki.
Niedowierzanie w jej oczach jest wręcz zabawne. Najpewniej do tej pory uważał, że to co opowiadają w szkołach ich śmiertelni nauczyciele jest prawdą, a jedną z najgorszych w historii wojna została wywołana z powodu różnic krajowych.
- Mmmm... Okej... - jego jąkanie wręcz zmusza mnie do cichego, lecz szczerego śmiechu. - Ile lat miałaś, gdy trafiłaś do obozu?
Mój dobry humor znika, a ja zaczynam się zastanawiać po jaką cholerę zaczęłam tę głupią grę. Zaciskam pięści, a chłopak najwyraźniej zdaje sobie sprawę, że stąpa po bardzo cienkim lodzie. Mimo to wyraźnie oczekiwał odpowiedzi.
- Nie miałam nawet roku. - odpowiedziałam, a po chwili dodałam - Nawet nie waż się pytać o powody. Zresztą zostało Ci tylko jedno pytanie.
- Dlaczego? - chłopak nie reaguje na moje ostrzeżenie.
Przez krótką sekundę czuję chęć uderzenia go albo potraktowania do ostrzem miecza. Zamiast tego wstaję sprawnym ruchem i kieruje się w stronę lasu. Ucieczka. Chyba to mi wychodzi najlepiej. Bransoleta zaczyna mi ciążyć. W ten sposób ojciec daje mi znać, że wie o wszystkim i nie jest zadowolony z mojej reakcji.
- Ciekawe gdzie byłeś do tej cholernej pory, co? - pytam pod nosem.
Słyszę jego kroki na długo przed tym jak łapie mnie za ramie.
- Przepraszam - jego głos jest cichy i tak dziwnie pasujący do otoczenia. - Ja tylko zawsze byłem zbyt ciekawski.
- Pięć punktów dla pana Castellana - mówię z lekką chrypką w głosie. - Trzymaj tak dalej, a niedługo otrzymasz nagrodę.
Blondyn przygląda mi się przez chwilę, przez co czuje się skrępowana.
- Ostatnie pytanie. Wyjdziemy stąd? Ten las nieco mnie przeraża.
Chichoczę cicho, kręcąc lekko głową. O święty Styksie.
- Okej. Teraz czas na moje pytania. Kim była dla Ciebie córka Zeusa?
- Thalia? - jego rezon nieco przygasł. - Była moją przyjaciółką. Traktowałem ją jak siostrę. Cała nasza trójka była rodziną, a teraz jej nie ma. Rozpłynęła się, zmieniona w drzewo.
Jakby dla podkreślenia swojej wypowiedzi, rozłożył palce w imitacji wybuchu.
-  Rodziną? Jak długo się znacie?
- Dokładnie nie wiem. Odkąd opuściłem dom, niezbyt interesowała mnie data.
Uśmiecham się pod nosem.
- Od zawsze na wszystko odpowiadasz szczerze?
Przygląda mi się. Mam wrażenie, że przygrywa policzek od wewnątrz.
- Tak. To znaczy... raczej. No dobra rzadko.
Tym razem już nie kryję uśmiechu.
- Czwarte: Travis przydzielił Ci wreszcie broń?
- Nie. Wszyscy zgodnie twierdzą, że najpierw potrzebuję trochę treningu.
Prycham w odpowiedzi na słowa,
- To stały tekst dla nowych obozowiczów. Jak będziesz chciał pomogę Ci się dostać do magazynu broni. Na pewno coś znajdziemy.
- Dzięki. A ostatnie pytanie.
Otwieram usta by zadać ostatnie, choć brak mi pomysłów. Sytuacje ratuje dźwięk rogu, oznajmujący coś w rodzaju godziny policyjnej. Wprawdzie to grupowy danego domku decyduje kiedy obozowicze mają się kłaść, jednak tradycje na tyle weszła nam do krwi, że jeszcze nie zrezygnowaliśmy z żadnego sposobu ochrony.
- Piąte zachowam na inny moment. A teraz wracaj do domku, bo będziemy mieli kłopoty. Dobranoc. - dodaję na odchodnym i zrywam się do biegu, wspomagana podmuchami wiatru.

1 komentarz:

  1. Nono :D Jestem na tym blogu jakieś 10 minut i powiem, że mnie mile zaskoczyłaś :D
    Podoba mi się twój sposób pisania oraz pomysł :D Naprawdę jest bardzo kreatywny oraz oryginalny :)
    Zaciekawiłaś mnie, więc pewnie zostanę tu dłużej :D
    Pozdrawiam oraz zapraszam do siebie :D
    ~ Julie
    dalsze-losy-herosow.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń