poniedziałek, 1 września 2014

Desolation comes upon the sky...

Pierwsze promienie słońca leniwie wpadały do salonu Wielkiego Domu, gdy wraz z Chejronem staraliśmy się dowiedzieć czyimi dziećmi są nasi nowi przybysze.
- Ma oczy Ateny. - stwierdziłam wskazując palcem jak się okazało siedmioletnią dziewczynkę. - Jest do niej podobna, gdyby tylko nie włosy. Zresztą co tam kolor, oni mogą mieć jaki chcą, więc...
- Nie możesz mieć pewności - przerwał mi centaur.
Byłam zmęczona. Od dawna powinnam spać, by za niecałą godzinę rozpocząć kolejny trening, a zamiast tego musiałam tutaj siedzieć, wiedząc, że zarówno mój nauczyciel i Pan D. - dyrektor obozu - są na mnie wściekli. Nie ocaliłam córki Zeusa, pana niebios, najpotężniejszego spośród greckich bogów. Sama też nie byłam z siebie zadowolona. Wprawdzie uratowałam pozostałą trójkę przed cyklopem, jednak nie ocaliłam najważniejszej osoby, która wypełniłaby przepowiednie, gdybym zginęła lub gdyby najzwyczajniej w świecie nie chodziło o mnie. A tak została zmieniona w drzewo przez własnego ojca. Znaczy rozumiem, że chciał podtrzymać jakoś życie swojego dziecka, ale roślina nie wydaje mi się najlepszym rozwiązaniem - zwłaszcza, że mógłby ją ocalić bez większych kłopotów. Jednak to nie bogowie decydują co nadejdzie, a los. Pewnie gdyby starożytni mieszkańcy Ziemi wiedzieliby o tym, nigdy nie powstaliby potężni mieszkańcy Olimpu, a tym bardziej my - ich dzieci - herosi.
- Chce mi się spać.
Podnoszę wzrok na szarooką brunetkę i zauważam, że wpatruje się w blondyna - Luke'a - jakby był jej starszym bratem, bohaterem. I wtedy uświadamiam sobie to jak wszyscy wyglądamy. Trójka ludzi, jeden centaur, jeden satyr i jeden sarkastyczny bóg wina - wszyscy tak samo bladzi i wykończeni brakiem snu - istne duchy, takie jak te nawiedzające mnie w snach. Na same wspomnienie koszmarów wzdrygam się z obrzydzeniem, starając się wygonić z głowy obraz bladych cieni wyciągających po mnie ręce.
- Ona ma rację. - wzdycham w końcu, przyciągając uwagę zebranych. - Musimy czekać, aż któremuś z bogów zechce się ruszyć ręką, aby ich przydzielić, więc równie dobrze możemy w tym czasie spać.
Przyglądam się Chejronowi, którego nakazów, rozkazów i poleceń zawsze słuchałam - zarówno podczas treningów jak i w pozostałych sytuacjach. Ogon centaura rusza się niespokojnie, kopyto uderza niespokojnie o drewnianą podłogę pomieszczenia.
- Niech będzie - odzywa się w końcu zakładając ręce na piersi. - Odprowadź ich do domku Hermesa, niech się nimi zaopiekują. Później ich oprowadzisz.
Ledwo cichnie echo ostatniego słowa, a ja już stoję na równych nogach, odwracając się na pięcie w stronę drzwi wyjściowych. Wygładzam pognieciony do granic możliwości pomarańczowy podkoszulek z wielkim napisem "Obóz Herosów" i ruszam w stronę białych drzwi. Słyszę kroki za sobą i wiem, że nie muszę się już odwracać. By skrócić drogę i jak najszybciej móc zniknąć w ciepłych maskach pościeli, nie zawracam sobie czasu schodami, tylko przeskakuje przez metrową barierkę, podnosząc kolana niemalże do brody. Ląduję na lekko zgiętych nogach, nie tracąc równowagi nawet na krótką sekundę. Nie jest to proste zadanie, jednak po tylu latach bitew w lesie opanowałam tę sztuczkę do perfekcji. Ledwo się wyprostowuje blondyn, którego przedstawiono nam jako Luke'a Castellana, zrównuje się ze mną przyglądając mi się uważnie. Ściągam lekko brwi, podnosząc je lekko do góry.
- O co chodzi? - pytam bez ogródek - Masz jakieś pytanie?
Chłopak jedynie kręci głową i dalej podąża za mną ściskając rękę dziewczynki. Z każdym krokiem możemy zaobserwować jak obóz powoli budzi się do życia. Najady wyłaniają się powoli z wody poszukując rozrywki na lądzie, a driady wychylają głowy z bezpiecznych drzew, by zaczerpnąć jak najwięcej porannego słońca. Mimo codzienności tego widoku jestem oczarowana pięknem tego krajobrazu.
- Jakie one piękne. - słyszę cichy szept Annabeth czy jak jej tam.
W tej kwestii ma racje. Stworzenia mają niezwykłą urodę i są czarujące, jednak nie dorównują Afrodycie i jej dzieciom. To właśnie herosi po bogini miłości osiągają najwyższe miejsca w konkursach piękności na całym świecie. I choć ich nie lubię, muszę przyznać im nadzwyczajną urodę i głupotę.
- Uważajcie na najady - ostrzegam ich - gdy się im nudzi lepiej nie trafić w ich ręce.
- Dlaczego?
Uśmiecham się pod nosem. Jest ciekawska. Ta cecha i jeszcze te szare oczy śmierdziały mi dzieckiem Ateny na kilometr. Trzeba tylko czekać, aż boski rodzic ją uzna, a to może równie dobrze nigdy nie nadejść.
- Bo mogą z ciebie zrobić swojego królika doświadczalnego.
- Królika doświadczalnego?
Chcę odpowiedzieć jednak już znajdujemy się przed domkiem Hermesa, w którym trwa wyraźnie przyjacielska kłótnia. Czego się jednak można spodziewać po dzieciach boga złodziei? Wskakuję na schodki i jednym sprawnym ruchem otwieram drzwi. Widok, który zastajemy w środku powoduje u mnie wybuch śmiechu, natomiast u moich towarzyszy osłupienie. Connor i Travis Hood'owie biegają po domku okładając się swoją bielizną i wykrzykując przezwiska po grecku i łacinie. Bliźniacy nawet nie zareagowali na moje wtargnięcie, a ja nie miałam póki co ochoty im przerywać. Oparłam się o framugę wysokich drzwi i przyglądałam się sytuacji, czując na sobie oddech chłopaka i jego skórę cuchnącą od potu. Przymknęłam oczy i pewnie stałabym tak dłużej, gdyby nie nagły ciężar, który ogarnął moje ciało i przypomniał mi o zmęczeniu.
- Dzieciaki spokój! - krzyknęłam choć chłopacy byli ode mnie starsi. - Mam dla Was gości.
Wszystkie oczy jak na komendę odwróciły się w stronę drzwi, gdzie stali najnowsi podopieczni obozu.
- Określeni? - spytał głos, które nie byłam wstanie przypisać do osoby.
- Nie, ale dziewczyna wygląda mi na dziecko Ateny - wyjaśniłam wpuszczając dwójkę do środka, a sama przygotowując się do wyjścia. - Chłopaka nie jestem pewna, ale wydaje mi się, że tu zostanie jako określony. Jednak Chejron i pan D. uważają, że nie powinno się krakać przed uznaniem.
Wychodzę, aby dać im czas na sen i adaptacje, jednak w progu zaczepiam dłonią o framugę i zatrzymuję się na chwilę.
- Dajcie im trochę odpocząć i nic im nie kradnijcie, bo jak się dowiem... - grożę wszystkim przyjaznym tonem z lekką nutą ostrzeżenia.
***
Przygląda mi się bez emocji. W jego oczach nie ma nic oprócz szarej rzeczywistości. A tyle razy mówił mi, że mnie kocha. Co spotkanie twierdził, że jestem najpiękniejsza na świecie, a teraz nawet nie chce mi pomóc.
- Co mam zrobić z tym czymś? - pytam wskazując małą dziewczynkę w nosidełku. - Powiedz mi co mam zrobić z tym potworem?!
Mój krzyk budzi dziecko, te jednak nie płacze. Przygląda się sytuacji, jakby doskonale rozumiało co się tu dzieje. Mały potwór, który jest odpowiedzialny za całe to nieszczęście.
- Jest pewien obóz. - wreszcie się odzywa - Tam ją przyjmą i wychowają. Musi mieć tylko to. 
Wyciąga w moją stronę dłoń, w której umieszczona jest szeroka, srebrna bransoleta z fioletowymi perłami i trójzębem. Ledwie odrywam biżuterię od jego skóry, a ten już rozpływa się w mgłę. 
- Pieprz się, Posejdonie. - mówię i rzucam lekceważąco bransoletę na koc, którym przykryta jest dziewczynka tak bardzo podobna do swego ojca.
***
Kołdra przyjemnie otula mnie z każdej strony, nie pozwalając na wyrwanie się z macek snu. Otwieram jedno oko i spoglądam na zegarek stojący na szafce przy pojedynczym łóżku. Jest 15. Przespałam 9 godzin czyli trzy treningi, śniadanie i leżąc nadal w miejscu ominie mnie obiad. Tak bardzo nie chce mi się wstawać, ale powinnam coś zjeść, mimo że nie czuję głodu. Zmuszam się do oderwania głowy od miękkiej poduszki i zsunięcia stóp na zimną posadzkę podłogi. Przeciągam się i zarazem rozczesuję palcami włosy. Nawet nie chcę wiedzieć w jakim są stanie. Wreszcie się podnoszę i ukradkiem spoglądam przez okno. Domek Hermesa właśnie wraca z treningu - stroje wskazują na szermierkę - a mój wzrok przykuwają powody, dla których do tak później pory spałam. Oboje idą pośrodku grupy, czujni jakby wiedzieli do czego zdolni są ich współlokatorzy. Nagle chłopak podnosi wzrok i przygląda się mojemu domkowi. Nie widzi mnie, bo stoję za daleko, ale mam wrażenie, że zdaje sobie sprawę z mojej obecności.
- Nie myśl o tym. - rozkazuję sobie wzruszając ramionami - Idź się wykąpać. Czas na trening.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz